Jak w grze

Podczas świątecznych porządków znalazłam swoje stare, zakurzone kalendarze i notatki z wypisanymi celami na kolejne "Nowe Roki". Ponieważ chciałam zrobić tradycyjną listę życzeń na rok 2017, przejrzałam stare w poszukiwaniu jakichś wniosków i inspiracji. Znalazłam to, czego mogłam się spodziewać: każdego roku listy były niemal identyczne: schuść, niepalić, pojechać w fajne miejsce, zrobić to, czy siamto i opróżnić pawlacz. Od 10 lat te same marzenia o lepszym, czystszym i bardziej uporządkowanym życiu i co? Powiem tylko, że do pawlacza nawet nie zaglądam, popalam (za każdym razem ostatniego), schudłam, ale ani myślę ćwiczyć, a na wakacje jeżdżę co roku w to samo miejsce, co zresztą bardzo sobie chwalę. Nie chcę być nieuprzejma, ale przypuszczam, że większość ludzi tak ma. Oczywiście nie każdy bawi się w spisywanie celów na karteczce i nie każdy robi to w styczniu, jednak wielu z nas pragnie w widoczny sposób poprawiać swoje osiągi w różnych dziedzinach i raz na jakiś czas robi podsumowania.
Bawienie się w karteczkowe spisy jest o tyle dobre, że daje możliwość odhaczenia tego, co jest zrobione. 
Jedno, co mnie często frustruje, zwłaszcza w tzw. zarobkowej pracy, to brak widocznych rezultatów. Jak pewnie i u innych, mam ciągłe poczucie, że mnóstwo mam do zrobienia i końca nigdy nie widać, Robiąc cokolwiek, otrzymuję jednocześnie polecenia nowych zadań, dlatego gdy kończę jedno, nie czuję, że zbliżam się do końca, tylko, że zaczynam coś od nowa. To błąd. Tak rodzi się wypalenie zawodowe i syndrom opadających rąk. Dotarło to do mnie gdy grałam z córką w komputerową grę dla dzieci, Nie mogłam się sobie nadziwić, że tak łatwo dałam się wciągnąć i odczuwam niebywałą przyjemność w graniu. W przeciwieństwie do nudnej roboty w życiu realnym, w grach jest radocha z przechodzenia na nowe levele, a wykonanie kolejnych zadań przynosi nagrodę w postaci poprawiania swoich umiejętności, zdobywania elementów stroju, czy odkrywania nowych, ciekawych miejsc.
Gdyby tak mogło być w życiu!
Wykonanie prostego polecenia służbowego - punkt! Napisanie obszernego raportu - 30 punktów! Coś mega wielkiego - 100 punktów! Do tego wzrastająca reputacja u szefostwa, która stopniowo owocuje  przywilejami, np. drobny upominek, możliwość wyjazdu na szkolenie, karnet na siłownię, premia, podwyżka i tp. Jednocześnie określona liczba zdobytych punktów pcha nas na nowe poziomy, gdzie, w perspektywie mamy poziom najwyższy - awans. I oczywiście każdy kolejno osiągnięty lewel powoduje, że nasze umiejętności wzrastają, a wraz z nimi poziom trudności zadań. 
W taką pracę można byłoby się wciągnąć, jak w grę, prawda? 
Tymczasem bardzo często, zamiast czystych reguł gry, mamy w życiu poczucie niesprawiedliwości, chaosu, nieznajomości celu, zasad, albo niewiedzy, czego tak naprawdę się od nas wymaga. Gdzieś tam w tle istnieją oczywiście pewne reguły, ale trzeba wysiłku, żeby je odkryć i codziennie zauważać. 
Jeszcze gorzej jest w tzw. pracy domowej. Codziennie się sprząta, codziennie narasta brud i nie widać, ani końca, ani rezultatu, ani nagrody,  nie wzrasta też nasza umiejętność tak, by codziennie sprzątało się łatwiej, O wzroście reputacji u bliskich też trudno marzyć. 

No i przez to zwyczajnie się nie chce.

Dlatego postanowiłam patrzeć na rożne dziedziny życia wymagające pracy, jak na gry.

Praca jest dla mnie najłatwiejsza i najtrudniejsza zarazem. Widzę zadania, znam i rozumiem ich stopień trudności i wagę, a co za tym wiem jak punktować, jednak ich ilość i różnorodność utrudnia mi zwykle wyraźne rozróżnienie początku, końca. Nie umiem też ocenić siebie i tego, czy wzrosły moje umiejętności. Co do nagród, cóż są, ale zwykle nie mają wiele wspólnego  z tym, czy dobrze wykonałam pracę. Nagrody pojawiają się wtedy, gdy firma dysponuje środkami, szefostwo ma dobry humor i gest i trzeba dobrej woli, żeby zobaczyć w tym jakąś sensowną tendencję.

W pracach domowych, wychowywaniu dziecka i dbaniu o własny wygląd, czy zdrowie można również stworzyć reguły gry i śledzić własne postępy. Oczywiście i naturalnie każdy mniej więcej widzi swój rozwój i jest w stanie ocenić, czy jest postęp, czy wręcz przeciwnie. Jednak na codzień za bardzo pędzi się i działa w szumie, hałasie. Większość prac wykonuje się automatycznie i tylko od czasu do czasu rodzi się refleksja, typu: jaki to ma sens, nie mam już siły, nienawidzę tego, nudzi mnie to, chcę przerwy. 




Komentarze

  1. O potomku niewiele powiem. Powiem Ci zatem o Twojej pracy.
    Twoje kompetencje rosną. Umiesz rozwiązywać nowe problemy w efektywniejszy sposób niż gdybyś zetknęła się z nimi kilka lat wcześniej. Nie wywołują w Tobie euforii czy paniki. Wiesz, że trzeba to zrobić i tyle.
    A co do braku widocznego końca etapu pracy. W Twojej pracy nie liczy się wykonanie pracy - Twoją pracą jest utrzymanie ciągłości funkcjonowania. Moją zresztą też ;]

    A granie jest fajne ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie nie uwierzysz, ale czytam Twój komentarz chyba 4 raz, układam w głowie odpowiedź i potem robię coś innego. W sumie odpowiedziałam wiec już kilka razy, tylko nie pamiętam co.
    W każdym razie wszystko co piszesz, to racja. w 1000 % i tyle :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz