SZTUKA SPRZĄTANIA - DOMINIQUE LOREAU

Od pierwszych dni, gdy zainteresowałam się minimalizmem i zaczęłam wertować blogi w temacie, wciąż trafiałam na nazwisko Dominique Loreau i jej książki. Blogerzy zachęcali, streszczali, wyznawali, jak bardzo książki Loreau ich zainspirowały i oświeciły. W pierwszym odruchu zapragnęłam kupić od razu, przynajmniej 2 pozycje! Zaraz jednak pomyślałam: no dobra, ale po co? Streszczenia internautów wyczerpują temat i na ich podstawie „podchwyciłam” ideę, 5, czy 6 książek to spory wydatek, a nie bardzo wiedziałam, która część jest jedyna, najlepsza, wreszcie zniechęciły mnie częste opinie, że autorka powtarza się, powiela mnóstwo swoich, niewątpliwie wspaniałych przemyśleń, no i wreszcie, co ze mnie za minimalista, skoro zamiast wyrzucać, chce gromadzić kolejne książki? O samej pani Loreau pomyślałam też brzydko: co z niej za minimalistka, skoro produkuje taśmowo podręczniki, w podobnym klimacie?

Odpuściłam sobie zakup, aż tu nagle patrzę i oczom nie wierzę! Pojawiła się pozycja „Sztuka sprzątania”! Czegoś takiego ja, bałaganiarz i miłośniczka porządku w jednym, nie mogłam pominąć! Mój problem polega na tym, że kocham, porządek, cudownie czuję się w czystym, wysprzątanym miejscu, tylko, że… jakoś nie potrafię tego sama dokonać. Poczułam, że to znak i muszę mieć tę książkę. Zamówiłam i czekałam na przesyłkę kilka dni, niemal podśpiewując i radując się, bo oto zbliżał się dzień, w którym odkryję tajemnice, poczuję o co w tym sprzątaniu chodzi, zmotywuje się i ruszę z kopyta. Jejuśku, miałam dreszcze, a dla umilenia czasu chodziłam po sklepach i gromadziłam różne ściereczki i specyfiki anty-brudowe.

Wreszcie „Sztuka sprzątania” pojawiła się w moim domu.

Zaczęłam czytać. A raczej sączyć, upajać się słowami i wbijać sobie do głowy każda radę, każde przemyślenie. Pominęłam jedynie rady dotyczące jakichś tam ścierek i miotełek japońskich, moje własne sprzęty stanowczo muszą wystarczyć. Czy ruszyłam od razu do roboty? W sumie tak. Nie wszystko jeszcze doprowadziłam do porządku, ale myślę, ze chodzi tu o coś innego, ważniejszego. Ta książka dała mi to, czego najbardziej potrzebowałam: motywację i wiarę w sens całej tej roboty. Ostatecznie machanie szmatą, odkurzanie i prasowanie to spory wysiłek, a w moim przypadku niechęć do wysilania się potęgował jeszcze żal, że sprzątanie zabiera mi mnóstwo czasu, który mogłabym wykorzystać w lepszy sposób.

„Sztukę sprzątania” czyta się trochę jak uspokajające, miłe dla duszy mantry. Cały czas powtarzają się następujące motywy:

• Sprzątanie jest dobre

• Sprzątanie jest potrzebne (bardzo ważne i bardzo potrzebne)

• Sprzątanie to przyjemny sposób spędzania czasu

• Sprzątając stajemy się lepsi: fizycznie, bo ruszamy się, duchowo, bo oczyszczamy i upiększamy przestrzeń wokół siebie

• Sprzątanie jest jak taniec, możemy cieszyć się harmonijnymi ruchami własnego ciała, a ciało, im częściej ćwiczone, „zapamiętuje” ruch i staje się coraz sprawniejsze

• W czystych domach czujemy się lepiej i po prostu bardziej chce nam się żyć.

Autorka tak długo te myśli powtarza, aż stają się jasne, oczywiste i przynajmniej ja, wierzę w nie bez zastrzeżeń. Cieszę się, ze mam tę książkę, choć wątpię, bym chciała kupować kolejne z tej serii. Wydaje mi się, że jedna pozycja Loreau w domu wystarczy, ważne żeby każdy minimalista wybrał sobie tę, której temat jest mu najbliższy. Ja wybrałam „Sztukę sprzątania”, bo naprawdę marzę o czystym, minimalistycznym mieszkanku.

Spodobały mi się i wzięłam sobie do serca również inne, bardziej konkretne porady:

Układanie rzeczy w określonym porządku jest przyjemne i od razu poprawia wygląd szafy, czy szuflady. Czuję, że to może stać się moim nawykiem: wywalanie wszystkiego z półki, segregowanie, odrzucanie niepotrzebnych rzeczy i układanie na nowe wg. wielkości, koloru, czy jakkolwiek. Zaczęłam od ubrań i naprawdę poczułam się lepiej, gdy ujrzałam swoje rzeczy ułożone w równą kostkę. Niby zrobiło się więcej miejsca w szafie, a bluzek na oko, jakby przybyło!

Zostawianie na wierzchu tylko tego, co naprawdę absolutnie niezbędne. Najlepiej, żeby każda rzecz była schowana, a jej opakowanie (czy to szafa, czy pudło) pasowały do siebie.

Znalezienie każdemu przedmiotowi w domu stałego i jedynego miejsca. Odkładanie go tam oczywiście zaraz po użyciu.

Dbanie o każdą, najmniejszą i najmniej wartą rzecz, jaką się ma. Lubienie swoich rzeczy, cenienie ich, a nawet bycie im wdzięcznym za to, że są i coś tam dobrego dla nas robią. Ta idea naprawdę mnie zachwyciła. Taki szacunek do przedmiotów wydłuża przy okazji ich żywot i tłumi w zarodku owczy pęd do kupowania nowych, zupełnie zbędnych modeli tego, co już mamy. Z drugiej strony, jeśli już decydujemy się na zakup czegoś nowego, warto sięgać po produkty najlepsze (oczywiście w granicach rozsądku i zasobności portfela).

To na razie tyle, wracam do sprzątania :)

Komentarze

  1. Zamiast kupować papierowe wydania skup się na elektronicznych. Jeden mebel a tyle opcji ;]

    I nie, nie i jeszcze raz nie. Przedmioty w ten sposób zaczynają posiadać człowieka a nie odwrotnie. Zmiany, ciągłe zmiany, porządki, usuwanie i nie kupowanie (przedmioty same przychodzą - nie kupujesz to już pewnie wiesz jak :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niemal się zdecydowałam na ten czytnik, ale wciaż to odkładam. obejrzałam sobie nawet i wypróbowałam to cudo, ale to jednak wydatek, a ja i tak prawie nie kupuje książek (1, 2 rocznie) reszta biorę z biblioteki. Kupuję za to ogromne ilosci bajek, tylko jakoś nie wyobrażam sobie dać dzidziusiowi czytnika za 7 stów do zabawy;DD
    Co do sprzątania, przemiło jest mieć stale porządek, przy wypracowaniu pewnej metody nie zabiera to az tyle czasu, choć oczywiście trochę zabiera...
    Pożyje trochę w porządku, przemyslę, wysune wnioski itd. Ważne, ze im mniej jest przedmiotów, tym sprzątania po nich też mniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kupiłam czytnik Sony używany, za połowę ceny - 400 zł, czyli nie tak mało, ale też nie jest to jakaś straszna kwota. Mam go ponad rok i działa. Jestem z niego bardzo zadowolona, czytam w drodze do pracy, nie muszę dźwigać książek. Jest też dobry na wyjazdy, bo chociaż i tak zabieram papierowe książki, to jednak mniej niż kiedyś. Jeśli chodzi o książki, to do minimalizmu mi wciąż daleko:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w posiadaniu wszystkich jej książek oprócz tej bo jest dopiero w drodze do mnie. Uważam, że najlepsza jest Sztuka prostoty i sztuka minimalizmu w praktyce. Sztuka umiaru i sztuka planowania mnie nie zachwyciła i prawdopodobnie odsprzedam gdzieś na aukcjach, żeby jak przystało na minimalistę nie gromadzić

    OdpowiedzUsuń
  5. mini: fajnie, e Ci sie sprawdza, ja nie jestem pewna, czy chcę wyłączyć księgozbiór z minimalizmu. Po pierwsze korzystam z biblioteki, po drugie nie czytam aż tak dużo, a po trzecie kocham papierowe książki:)

    TheSantasGirlyt: Dzięki, jak mnie najdzie chętka, kupie właśnie te. Ciekawe jak spodoba Ci sie Sztuka sprzątania? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam Sztukę prostoty, S. umiaru i S. planowania. Jestem pod wrażeniem i dlatego kupiłam Sztukę minimalizmu i miałam chęć na kupienie Sztuki sprzątania. Podoba mi się wpis/opinia burzochron na temat tej książki, więc sobie kupię, bo tak jak on/ona też muszę posiąść tę sztukę. Moim problemem nie jest brak chęci, wysiłku czy szkoda czasu na sprzątanie ale mam opory przed wyrzucaniem rzeczy niepotrzebnych rzeczy, a bez tego nie ma mowy o sprzątaniu. Nie lubię wyrzucać ich po prostu na śmietnik. Podoba mi się pomysł w Anglii, gdzie rzeczy za darmo oddaje się do sklepów, które zajmują się ich sprzedażą a zgromadzone fundusze przeznaczają na szczytne cele. Zajmują się też odbieraniem rzeczy o większych gabarytach bezpośrednio z domów. Wyrzucanie moich rzeczy na śmietnik mnie nie satysfakcjonuje. Oddaję znajomym, ale to nie wystarcza. A sprzedawanie, wysyłanie, nie wchodzi w rachubę. Na to szkoda mi czasu. Taka forma jak w Anglii byłaby dla mnie najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  7. gość: bardzo cieszy mnie Twój wpis. Im więcej ludzi myślałoby tak, jak Ty, tym mniej walałoby się śmieci. Kiedyś sprzedawałam nieużywane rzeczy, ale faktycznie zajmowało to mnóstwo czasu i energii, fotografowanie rzeczy, tracenie czasu na poczcie przy wysyłaniu po prostu było męczące. Jestem pewna, że ja i wiele innych osób chętnie pozbywałoby się rzeczy, gdyby było to po prostu prostsze:)) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz