ALEŻ MISIU, NIE DASZ RADY!

Biedny, mały miś Uszatek postanowił wybrać się na wycieczkę. Wdział kaloszki, zapakował plecak po brzegi i ruszył z pieśnią na pyszczku. Niestety, po drodze spotykał całą masę sympatycznych zwierzątek, które będąc przyjaciółmi Misia Uszatka, czuły się w obowiązku spróbować zawrócić Misia z drogi:
- Ależ Misiu, do takiej wycieczki należy się wpierw dobrze przygotować!
- Misiu, jesteś za mały, nie dasz rady,
-Misiu, to może być niebezpieczne.
I tak dalej. Ostatecznie Miś sam skapitulował, okazało się, że do ogromnego plecaka nie wrzucił kąpielówek, które by mu się przydały, plecak był za ciężki, słońce za gorące, a przygody zbyt wyczerpujące. Skonany Miś przyznał przyjaciołom racje - nie dało rady.
Jak często nasi kochani, najbliżsi, najbardziej życzliwi próbują zawrócić nas z drogi i dlaczego?
U mnie tak było na każdym kroku. Tyle razy słyszałam, że to jest za trudne, tamto za ciężkie, a owo zbyt mało opłacalne, że w końcu machałam ręką. Mam żal do losu, bo zanim zabiorę się do roboty, rozważam godzinami za i przeciw, wyniku rozważań nigdy nie jestem pewna, a po wszystkim robię się zbyt zmęczona, by pracować. To nie z lenistwa, tylko z wyuczonej bezradności. W pewnym okrutnym eksperymencie na psach dowiedziono, że inteligentne stworzenie, któremu stale utrudniało się osiągnięcie celu, w końcu kuli ogon i leży bez ruchu w klatce. Nawet jeśli eksperymentator przestanie się nad nim znęcać, pies nie wstanie.
Całe szczęście człowiek ma prawdopodobnie nieco więcej rozumu od psa, i nawet będą przyuczony do bezradności, potrafi samodzielnie smutny swój los odmienić. Można zacząć od zatkania sobie szczelnie uszu i codziennie przez 5 minut, w totalnej ciszy wsłuchiwać się w samego siebie. Na początku usłyszeć można tylko dzwoniąca ciszę, albo co gorsza echo dudniących myśli, przypominający o wszystkich naszych powinnościach. Ale z czasem coraz wyraźniej przemawiać zacznie do nas cichutki, z początku nieśmiały głosik. Takie coś, zwane przez niektórych: moim własnym ja, moim wewnętrznym dzieckiem, intuicją, czy pestką. Moim zdaniem nie ma potrzeby nadawania samemu sobie dodatkowego imienia. Ważne, żeby siebie słuchać i  mieć do siebie zaufanie zbudowane na długoletniej praktyce słuchania siebie, a nie innych. Niestety, jak się nie ma własnych planów, w które się wierzy i je realizuje, zawsze znajdzie się życzliwa dusza, która z dobroci serca podsunie nam pod nos własne plany.
Takie podchody odbywają się codziennie. Wystarczy, że mam mały spadek energii, gorzej się czuję, jestem na kogoś wściekła, a już czuję, jak jednostka “silniejsza” próbuje wślizgnąć się do mojego terminarza.

Komentarze

Prześlij komentarz