RYTUALNE ŚWIĘTA

Z okazji Świąt i konieczności robienia innym i sobie prezentów kupujemy dużo nowych rzeczy. Po co? Bo stare się zużyły, zepsuły, znudziły, wyszły z mody? Bo widzimy wokół siebie nadmiar, przesyt przedmiotów i niedorzecznością byłoby nie uszczknąć odrobiny dla siebie. Jesteśmy nienasyceni. Wierzymy, że tuż za zakrętem czeka nas raj, że nowy szalik będzie cieplejszy od starego, nowa pralka lepiej wypierze, nowa praca okaże się ciekawsza, a z nowym znajomym będziemy się weselej bawić. Łatwiej jest nabyć nową rzecz, niż naprawić starą. Z nowością wiąże się oczekiwanie, że bez wysiłku los odmieni się się na lepsze. Naprawianie starego rupiecia to praca mało atrakcyjna, o powracaniu do starych związków zwykło się mówić, że to odgrzewanie starych kotletów. Nie brzmi to apetycznie, prawda? Stare rzeczy małą brzydkie łaty, zabrudzenia, poprute nitki, obtłuczenia, obtarcia i są nudne. Kupujemy więc nowe przedmioty i zasypujemy nimi pustkę po starych. Lub co gorsza, czasem starych rzeczy wcale nie wyrzucamy, tylko rzucamy w kąt „na potem”. Powstaje bałagan, przepełnienie, a stare z nowym zaczyna się kłócić i być o siebie zazdrosne.
Tymczasem stare rzeczy mają coś, czego nigdy, za żadne pieniądze nie kupimy: wspomnienia. Przeważają poglądy, że nie wolno trzymać się kurczowo przeszłości, że trzeba stale otwierać się na nowości, że trzeba patrzyć w przyszłość i pozbywać się wszystkiego, co już było. Problem w tym, że od tego ciągłego „otwierania się” tworzy się przeciąg, wywiewa z nas to, co w nas cenne: doświadczenia, pamięć, zdolność do porównań, wyciągania wniosków. Chwytając się tylko nowości, postrzegamy świat naskórkowo, bo nowość nie ma czasu. Tylko w czasie powstaje tradycja, mądrość, kultura. Bez czasu nie zaistnieje miłość, ani przyjaźń, możemy mieć stu wirtualnych znajomych i codziennie dodawać do swojego konta nowych, ale tylko garstka z nich będzie nas naprawdę znała, lubiła i pamiętała chwile gdy bez masek śmialiśmy się i płakaliśmy.
Zaczynamy świętowanie Bożego Narodzenia. Można sobie wyobrazić coś bardziej starego, tradycyjnego i rok w rok powtarzanego? Nawet ci, którym znudziły się tradycyjne święta i próbują te dni spędzać na nartach, pod tropikalnym słońcem, w egzotycznych knajpach, wracają do tradycji tak, jak się wraca do domu. Niektórym zajmuje to wiele lat, ale w końcu czują pustkę i wracają. Stare rzeczy, dawne rytuały przynoszą ukojenie, tylko przez powtarzalność budujemy prawdziwych siebie. A jednak co roku, kultywując te stare nawyki, ubierając choinkę, siadając do stołu i jedząc te same potrawy, dzieląc się chlebem, prezentami wierzymy i czekamy na cud. Robiąc co rok to samo, dostrzegamy swoją zmianę. Pamiętamy jacy byliśmy rok temu, dziesięć lat temu, właśnie na tle tych samych czynności, one są punktami odniesienia w zagmatwanym życiu. Te punkty układają się w linię pędzącą w jednym określonym kierunku.

Na te święta życzę wszystkim, by ujrzeli się w lepszym świetle, niż rok temu, ale nie tak dobrym, jak za rok. I życzę też wszystkim, również sobie, by poczuć radość, że otaczają nas stare przedmioty i ci sami ludzie. 

Komentarze