TAKIE TAM O PORZĄDKACH I PRÓZNI W SZAFIE

Postanowiłam pisać dwa posty w miesiącu od tak, żeby z wprawy nie wypaść i żeby spędzić te kilka minut pożytecznie, zapewniając głowie i ręce godziwą rozrywkę. Niestety, jak wiele postanowień i to okazało się dla mnie chyba zbyt trudne, a powód jest jak zwykle podobny: plan zbyt ambitny. Koryguję więc plan w trakcie i odpuszczam sobie poważne tematy, w tej chwili ważniejsze jest dla mnie, żeby pisać cokolwiek (i tak tego nikt nie czyta), niż silić się na wysoki poziom i w efekcie nie robić nic.

Wracam więc do domowych pieleszy i garderoby.

Wiosna przyszła, szafa wysprzątana, opróżniona, wręcz zachęca do ponownego zapełnienia. Jest przecież tyle pustego miejsca! Po ostatnich porządkach przybyły mi dwie półki, a pozostałe są zapełnione tylko w połowie.

Zastanawiam się na ile w moim przypadku minimalizm jest podchwyconą nową modą, ulubionym stylem życia, czy niestety koniecznością. Cóż, przypuszczam, że wszystkiego po trochu. Konieczność oszczędzania uważam za punkt podstawowy i najważniejszy, ale gdyby nie moja niemalże miłość do rzeczy prostych i nieociosanych, z samej „oszczędności” mogłabym otoczyć się rzeczami tanimi, tandetnymi i szybko psującymi. Ile to razy czułam w duszy ten straszny, rwący żal, że skoro nie stać mnie na cudny, piękny sweterek za 200 zł., kupię sobie na pociechę dwa za 19.90 w przecenie? Ile to razy wracałam dumna z takich zakupów, w poczuciu „zaoszczędzenia”, wykiwania głupców, którzy chcieli mi wcisnąć coś potwornie drogiego, podczas gdy mam prawie to samo, 10 razy taniej! Oczywiście w domu odkrywałam, że owo „prawie” oznacza, że bluzeczka po pierwszym praniu nadawała się tylko jako strój domowy, lądowała w kącie szafy, a ja dalej śniłam o pięknym sweterku za dwie stówy, na który mnie nie stać.

Rezultat? Rok temu moja szafa pękała w szwach od rzeczy, których nie miałam zamiaru nosić. Gdybym robiła zakupy ciuchowe 5 razy rzadziej, w szafie byłoby kilka, dobrej jakości rzeczy, które uwielbiam. A z portfela wyparowałaby dokładnie taka sama suma.

Wciąż jednak mam problem: z decyzja, co wyrzucić, co oddać, co zostawić. Przyznaję, że moje porządki polegają głównie na tym, że ubrania nienoszone upycham do worków próżniowych i zamykam „za karę” na dno szafy. Nie ma ich, ale jednocześnie mam poczucie, że one jeszcze istnieją. Zawsze to lepiej niż zagracać półki, nie jest to jednak rozwiązanie idealne. Przyjdzie czas, że na wory próżniowe zabraknie mi miejsca.

Komentarze

  1. I tak i nie. Wszyscy zależy od potrzeb i nie tych fizycznych tylko tych, które koczują obok demonów w umyśle ;]

    Kupowanie zbędnych rzeczy jest jakieś nieracjonalne. W naszym przypadku można mówić o zaszłościach, ale szczerze powiedziawszy kiedy patrzę na radosne zakupy małolatów mam pewne wątliwości. No cóż, wydaje mi się, że do tego trzeba dojrzeć.

    Przy zakupach zawsze zadaje sobie pytanie, czy jest mi to aby potrzebne ;] Ale są rzeczy, których sobie nie umiem odmówić... książki :D Tylko błagam, nie pisz, że jest to coś wartościowe ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. radosne zakupy małolatów? a skad maja na to kasę? Ja raczej obserwuję radosne zakupy właścicielek (dobre słowo) bogatych facetów.
    Do zakupów mam podobne podejście co Ty. Dlaczego miałabym twierdzić, ze kupowanie ksiażek jest wartościowe? Kiedyś kupowałam nałogowo, teraz rozdaję co się da, niestety z posiadanym książkami ciężko mi się rozstać. Nowych nie chcę, bo zabierają za duzo miejsca, pod nosem mam bibliotekę, a czytam (wstyd) coraz mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz powód czytać mniej.
      A co do małolatów, masz słabą pamięć kiedy jako dzieciak stałaś w księgarni to skąd miałaś pieniądze na książki? ;]

      Usuń
  3. az sie usmialam z twojego ostatniego zdania ze na wory prozniowe zabraknie ci miejsca hahaha tez tak mialam , tyle ze wsadzalam ciuchy do kartonow i dawalam na szafe..i pozniej tych kartonow przybywalo..wkoncu pewnego dnia tak sie wkurzylam ze zrzucilam te kartony i sie okazalo ze nic mi sie nie podoba, niektory zrobily sie za male, nie tego koloru, obciachowe itp wiec wszystko co w nich bylo dalam znajomej. oj sporo rzeczy powyrzucalam. jezeli masz problem z decyzja to pierw wywal wszystko z szafy i tych worow i wloz do szafy te ciuchy w ktorych stale chodzisz ,musisz tez wiedziec jakie kolory najbardziej lubisz zeby wszystko dalo sie ze soba laczyc. z reszta ciuchow musisz byc bezlitosna, jezeli masz watpliwosci wez nozyczki utnij kawalek i wtedy juz bedziesz wiedziala co z tym zrobic :) ja tak robie kiedy mam jakis ciuch w ktorym nie chodze ,i nigdy go nie zaloze ale ciezko mi jest z nim rozstac. to mnie nauczylo wyrzucania bez zalu. oczywiscie ktos moze powiedziec ze jak ty tak mozesz robic, itp ale to ty kupujesz ciuchy, ty pracujesz na nie i ty mozesz z nimi zrobic co chcesz. nie mozna miec wyrzutow sumienia bo to tylko szmaty a i tak kupisz sobie za jakis czas cos fajnego..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to z tymi nożyczkami, to genialna rada, czasm faktycznie przed wyrzucenie rozdzieram materiał i od razu lżej na duszy mi się robi! Dzieki za rady, z wyrzucanie mam zawsze spore kłopoty, ostatnio oglądałam komedię o zakupoholczce, zapomniałam tytułu. Jest tam scena, w której bohaterka niechcacy odmyka szafę, a niej sypie się tona ciuchów w orkach prózniowych:DDD Na duuużo mniejsza skalę, trochę tak u mnie wygląda. Oczywiście latem upchane są grube rzeczy zimowe.
      No cóż ucze się i walczę. I tak jest lepiej niż kilka lat temu:))

      Usuń

Prześlij komentarz