MINIMALISTYCZNE WIETRZENIE SZAFY




Zacznę od tego, co już zrobiłam, czyli od opróżnienia szafy z ubraniami. Temat na czasie, bo gdy tylko usłyszę pierwsze drozdowe i kosie przyśpiewki (połowa lutego), kombinuję co by tu wyrzucić, w ramach przedwiośnianych porządków. Co zostawić, co wyrzucić, co oddać? Przede wszystkim każdą rzecz oglądam i przymierzam. Do szafy wracają ubrania, w których czuję się i wyglądam (wg. mojego mniemania, ma się rozumieć) fantastycznie. Zostawiam te ubrania, w których czuję się dobrze, są luźne, nie za ciasne, ładnie dopasowane, w dobrym stanie i mniej więcej pasują do epoki. Nie czuję sensu gonienia za modą, ale sztruksy dzwony, marmurkowe dżinsy, tudzież kreszowe kurtki w kolorze odblasku nadają się już wyłącznie do muzeum lub dla wybitnych w swym fachu szafiarek.

Druga “kupa” to ubrania dobre, ale: za małe, za duże, niepasujące do mnie i mojego stylu. Te sprzedaję na aukcji internetowej. Zysk, zwykle niewielki (np. 10 zł.), ale dostaję za darmo: więcej miejsca w szafie, poczucie zadowolenia, że nic się nie zmarnowało. Tym sposobem z mojego mieszkanka wyjechało kilka kartonów, nie przypuszczałabym nawet, ze tyle zalęgło się w nim ubrań. Czasem niektórych ciuchów żałowałam, ale tylko do czasu, gdy za uzyskane za jeden karton pieniądze kupowałam sobie jeden, fajny ciuch (no dobra, zwykle musiałam dokładać, ale sama idea karton za ciuch brzmi pięknie).

Trzecia kategoria to rzeczy zniszczone, ale jeszcze na chodzie. I tu, w zależności od poczucia estetyki przeznaczam je jako ubrania “po domu” lub “robocze” przeznaczone do rychłego zniszczenia w trakcie brudzących zajęć (remonty, sprzątanie, itp.) Ostatnia grupa ubrań, to oczywiście szmaty do wyrzucenia. Warto jednak i szmaty ponownie wykorzystać. Zamiast kupować drogie ściereczki, oddzielne do kurzu, tłuszczu, plam, można wykorzystać stare, pocięte na kawałki ubrania. Najlepsze są mocno zużyte (po wielu dzieciach) bawełniane koszulki, body, a flanelowe koszule idealnie nadadzą się do bardzo brudnej podłogi ( w sezonie śniegowym - nieocenione). Zamiast kupować ściereczki, zużywam do końca i bez żalu wyrzucam stare szmaty. Oszczędnie i jest recykling;).

Patrzeć na niezagraconą szafę, to przyjemność dla oczu, taki widok relaksuje i co ciekawe powoduje, że nagle wydaje się, ze mamy więcej ubrań! Tak, naprawdę! Kiedy pozbyłam się zbędnego barachła, nie musiałam już każdego poranka zaczynać od rytuału: o rety, tego nie założę, to jest okropne, to za małe, nie mam co na siebie włożyć! W szafie, w której jest 5, 6 fajnych bluzek, zawsze wiem co założyć. No dobra, nie zawsze… Zalegają w niej jeszcze rzeczy fajne (chyba?), których nie nosze od dawna, ale wciąż czuję, że jeszcze przyjdzie czas, gdy je założę i zabłysnę. Wydaje mi się, że gdybym się ich pozbyła, bardzo bym żałowała. Zostawiam je, daję im jeszcze kilka miesięcy, a potem podejmę ostateczną decyzję.

Na tym jednak odgracanie szafy się nie kończy. Pomyślcie ile miejsca zajmują ubrania sezonowe, które nosi się wyłącznie latem lub zimą. I po co? Chowanie sezonowych ubrań odkryłam około dwóch lat temu i jest to najlepszy sposób na zdobycie miejsca, w dodatku pomocny przy podejmowaniu decyzji, co zostawić, co wyrzucić. Najbardziej lubię chowanie zimowek, bo zajmują najwięcej miejsca. Wpierw wszystkie swetry idą do prania, a potem baj, baj, maszkary – ładuję je elegancko do worków próżniowych. Spłaszczone na naleśnik ciuchy chowam na specjalnie do tego przeznaczoną półkę. I jest luz! A najprzyjemniejszą rzeczą jest odpakowywanie dawno niewidzianych, czasem wręcz zapomnianych ubrań letnich. To jak rytuał witania się z ciepłymi dniami! Przy okazji już na pierwszy widok czuje pod skórą, których ciuchów mogłabym z powodzeniem dalej nie oglądać i te od razu szykuję na sprzedaż. Plusem takiej sezonowej segregacji jest paka na czasie. Nie muszę się martwić kto odkupi ode mnie puchową kurtkę w środku lata?

I naprawdę nie mogę się już doczekać odpakowywania moich letnich worów, będzie prawie jakbym otwierała prezenty.

Komentarze

  1. moja szafa to obecnie tylko kilka polek..tak ją zminimalizowalam. i nigdy nie chowalam letnich ciuchow gdy jest zima i na odwrot. wole wszystko widziec co mam. ostatnio wyrzucilam naprawde sporo ciuchow. a i tak uwazam ze jeszcze ich troszke za duzo..moze dlatego ze co roku mam inna wizje siebie i to co kupilam w tamtym roku wydaje mi sie nieladne, albo mnie poszerza itp.. wiec chodze w tym po domu z czego zbiera mi sie niezla kupka rzeczy po domu haha. tak czy siak musze to wszystko wychodzic bo nie ma sensu wyrzucac skoro jest jak nowe. i przynajmniej po domu ladnie wygladam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym wyrzucaniem mam ciagle problem, odpakowałam wreszcie moje letnie wory i stwierdzialam, że nadal rzeczy nienoszonych mam o wiele za dużo, ale nie potrafię ich wyrzucić. Cóż, minimalizm to ciągły proces, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz