EKOTERRORYŚCI GO (VEGE) HOME

tadeusz2013-03-20 09:19 Większość społeczeństwa już dawno czeka na takie rozwiązanie. Potworzyły się grupy "zielonych" terrorystów, dla których liczy się kasa, i jeszcze raz kasa. Dla nich zorganizowanie protestów, to małe piwo. Jak zapłacicie kupę szmalu, to nawet na ślimaczki nam nie przeszkodzą. Przypominam sobie "Zieloną" hycpę, przy budowie zapory w Czorsztynie, gdyby budujący ulegli "zielonym" pajacom, dzisiaj Czorsztyn, Krościenko już dawno byłoby pod wodą, podobnie było ze Świnną- Porębą( zapora). Kilometry autostrad, dróg zostało wstrzymanych przez ekoterrorystów. Zawsze stawiają jeden warunek: dacie forsę, i to grubą forsę, przestajemy robić cyrk. Podobnie jest w innych wypadkach. Oblewanie futer farbami, jakaś Pracownia na Rzecz Istot( czy czegoś), wstrzymuje budową wyciągów w Korbielowie, dla czego? A NO, BO IM SIĘ TAK PODOBA! Kto cierpi SPOŁECZEŃSTWO, giną ludzie na drogach, bo autostrady nie będzie, bo milimetrowe ślimaczki przeszkadzają. Czas najwyższy, "zielonych" darmozjadów przepędzić na cztery wiatry. Żyją z naszych pieniędzy, albo z łapówek dawanych przez inwestorów, by nie przeszkadzali w budowie. Zmiany w prawie, już dawno winny wejść w życie, ze wskazaniem NIE dla EKOTERRORYZMU!!!



Pierwszy raz z określeniem „ekoterrorysta „ zetknęłam się jakieś 12-15 lat temu. Myślałam wtedy, ze to jakiś ponury żart, wymyślony przez ludzi pozbawionych wyobraźni, dla których liczy się wyłącznie wygoda i wielkie pragnienie, by zalać kulę ziemską betonem i równiutko wygładzić. Prawdę mówiąc nadal uważam, ze większość inwestorów ma takie marzenia o przyszłości, niestety zdanie na temat obrońców natury zmieniłam (niemal) diametralnie.

Może i rzeczywiście kilkanaście, kilkadzieścia lat temu, gdy podobne ruchy powstawały w Polsce, były dobre chęci i współczucie dla niszczonych lasów, mordowanych zwierząt, może, a nawet wierzę, ze na pewno tak było. Kiedy jednak słyszę (nie po raz pierwszy), że metodą działania jest przede wszystkim: szantaż (no bo jak inaczej nazwać wyłudzanie pieniędzy w zamian za nie rozdmuchiwanie informacji, że inwestycja zniszczy ważną część środowiska naturalnego), głośne happeningi (wiem, ze wiele osób popiera takie akcje, mi jednak wszystko, co związane z hałasem i masówką źle się kojarzy), prostytucją (bo jak inaczej nazwać przehandlowanie wizerunku własnej gołej pupy pod szyldem Go Vege itp.?), miniterroryzmem (nie wiem jak to nazwać, bo w takich akcjach na szczęście nikt nie cierpi, ale włamywanie się do strzeżonego obiektu, w którym odbywa się duża impreza sportowa, żeby zawiesić płachtę jest trochę przerażające).

Z jednej strony dociera się z ważnymi hasłami do wielu ludzi i to jest dobre, ale wszędzie za szczytnymi ideami wloką się brzydkie emocje. Co to za dbanie o przyrodę, jaka w tym szczytna idea, jeśli jedynym jej skutkiem jest skojarzenie ekologa z terrorystą? Oczywiście zainteresowani likwidacją lasów pod parkingi mocno przesadzają, ekolodzy, przynajmniej do tej pory nie grozili nikomu śmiercią, nie podkładali bomb, ani nie porywali samolotów, ale skąd pewność, że i do tego nie dojdzie? Idea zachowania przyrody w stanie nienaruszonym jest piękna, ale raczej utopijna, żeby wierzyć w jej realizacje trzeba być nie lada fanatykiem, a stąd już niedaleka droga do zmajstrowania ekologicznej bomby…

Powyższe grzechy ekologów wydają mi się jednak drobnymi figielkami w porównaniu z tym, co wyczytałam dziś w Dzienniku.pl: „Nowe prawo dotyczące gazu łupkowego ograniczy prawo organizacji ekologicznych do protestów. Zdaniem przedsiębiorców, części tych grup wcale nie chodzi o przyrodę. Podejrzewają, że za częścią protestów może stać Gazprom.”

Oszustwo, sprzedaż za pieniądze własnych idei, korupcja, wszystko to jest po prostu obrzydliwe w zetknięciu się z ta piękna, czystą, prawdziwą, wspaniała ideologią, którą przecież sama wyznaję. Jakie to ohydne mówić o ochronie przyrody, a myśleć tylko o własnej kieszeni, płakać nad zabitym futrzakiem, a samemu lansować się na rozbieranym plakacie, jawić się jako osoba broniąca bezbronne istoty, a w rzeczywistości szantażować innych i lekceważyć ludzkie potrzeby? Jestem zniesmaczona i odbieram to, jako kolejny dowód, że ludzie w tłumie dosłownie „baranieją”. Póki „zieloni” stanowili małe grupki zapaleńców, bronili życia ślimaczka, bo rozumieli, że wyginięcie jednego gatunku może być niebezpieczne dla życia wielu innych zwierzaków. To jak reakcja łańcuchowa: nie ma ślimaka, odlatują ptaki, płazy i wiele małych ssaków. Bez nich odchodzą drapieżniki itd. A mały ślimak, żeby żyć potrzebuje odpowiednich warunków i przestrzeni niepoprzecinanej autostradami. To logiczne. Niestety, głupio działające grupy ekoterrorystów sprawiły, że w masowej pamięci został tylko taki zapis: ekolodzy głośno, na golasa, przykuci do drzewa, szantażują i sprzedają się, aby zarobić dla siebie kasę i przy okazji zabrać ludziom ziemię i rozmnożyć na niej miliony ślimaków.

Komentarze