WIGILIJNE ZWIERZĘ

Mamo, mamo, biało!!! Pac, spada mi na nos na policzki taki biały okruszek. Mama nie odpowiada, jest zajęta szukaniem dla nas pięknych rybek! Tatuś obiecał, że zrobi dla nich domek w naszej łazience. Nalejemy wody do wanny i będziemy je karmić okruchami chleba. A ja wreszcie będę miał swoje zwierzątko, bo mama nie zgadza się ani na psa, ani na kota, ani na chomika, ani nawet na myszkę. Kiedyś miałem hodowlę dżdżownic, ale mama ją odkryła jak sprzątała pod łóżkiem i najpierw zamknęła się w łazience i chyba wymiotowała, a potem strasznie na mnie krzyczała, więc obiecałem, ze już więcej dżdżownic nie będę hodował. Moja mama jest bardzo kochana i dobra i na pewno żal jej się zrobiło tych biednych zwierzątek, bo one się trochę męczyły pod moim łóżkiem bez wody i jedzenia.

Zimno dziś strasznie, cieszę się, że jesteśmy wreszcie w domu. Biały puch zniknął z moich rękawiczek, a przecież tyle go nałapałem. Gdzie się podział?? W pokoju wyrosło nam drzewo. Wisi na nim mnóstwo kolorowych zabawek, świecących laleczek i słodyczy, ale mamusia nie pozwala mi podejść blisko i strasznie krzyczała gdy próbowałem złapać jedną z tych zabawek. Mama jest dziś bardzo zdenerwowana, mają przyjechać dziadek i babcia i drugi dziadek i druga babcia i jeszcze moja ciocia i wujek, a mama musi całą tę hołotę wykarmić i to ją strasznie wykańcza. Ja się nudzę, a jak tylko znajduje sobie jakieś zajęcie przybiega mamusia i strasznie wrzeszczy, że ona nie ma siły znowu mnie przebierać. Na szczęście znalazłem na stole olbrzymi koszyk z czekoladkami!!! Uwielbiam czekoladę, tak fajnie się rozpuszcza w buzi i na palcach. A potem z kuchni usłyszałem jakiś huk i brzęk i mamusia zaczęła płakać, bo stłukły się talerze. Pobiegłem ją pocieszyć, ale ona nawrzeszczała na mnie, że upapram jej bluzkę czekoladą. Na szczęście wrócił z pracy tatuś i przyniósł jakiś olbrzymi pakunek. Cały czas się śmiał, nie pozwolił mi zajrzeć do środka, a potem zamknął się przede mną w pokoju. No to ja poszedłem do łazienki pobawić się z moimi rybkami. Nie mogłem znaleźć chleba więc wrzuciłem im trochę czekolady. Rybki podpływały, otwierały swoje wielkie pyszczki i haap łapały czekoladę, a potem puff, wyrzucały ją i tak śmiesznie ruszały wąsami. Albo im nie smakowało, albo ich mamusia też zabroniła im objadać się słodyczami przed kolacją. Próbowałem pogłaskać rybki i je trochę pocieszyć, ale były strasznie śliskie i uciekały przede mną. Na to weszła mama i strasznie się zdenerwowała. Zaczęła krzyczeć na tatę, że się mną nie zajmuje, a ja się zaraz utopię.

Uciekłem więc do swojego pokoju, bo nie lubię jak mamusia tak krzyczy. Normalnie jest miła i się uśmiecha, a dziś ciągle się denerwuje. Bawiłem się samochodzikami i zrobiłem dla nich super autostradę, a potem patrzyłem przez okno jak puchowa kołderka otula całe nasze osiedle. Nie było widać naszej ławeczki ani piaskownicy. Za to zobaczyłem jak z samochodu wysiada babcia z dziadkiem! Zrobiło się straszne zamieszanie przy drzwiach bo wszyscy się witali, a babcia wciskała mi do ręki torbę z batonami i czekoladą i mama znowu zaczęła krzyczeć. Tatuś zniknął gdzieś więc próbowałem namówić dziadka, żeby poszedł ze mną nakarmić rybki, ale on nie chciał i tylko szeptał o czymś z mamusią, a babcia kazała mi iść do pokoju bo zaraz zacznie się wigilijna kolacja. A potem znowu rozległ się huk, bo dziadek wszedł niechcący na moją super autostradę i stąpnął na ciężarówkę. Ciężarówka ruszyła, a dziadkowi rozjechały się nogi i bęc, przewrócił się. Tym razem to tatuś zaczął wrzeszczeć, babcia lamentować, a dziadek śmiał się, ze lepiej jak ciężarówka wpada pod człowieka, niż jak człowiek wpada po ciężarówkę i zrobiło się tak głośno, ze prawie nie usłyszeliśmy dzwonka. A to była druga babcia, drugi dziadek i ich druga córka( bo pierwszą jest moja mama), czyli moja ciocia ze swoim mężem czyli moim wujkiem. Moja ciocia jest młodsza od mamy i jeszcze nie mam dzieci, bo dzieci robią kupy, wrzeszczą i wymiotują, a ona woli mieć w domu kota, który jest bardzo cichy, ale też ciągle robi kupy i wymiotuje, więc w sumie ciocia ma gorzej niż moja mama. Bo dzieci przynajmniej nie przynoszą do domu nieżywych myszy, a kot raz tak zrobił i ciocia wtedy zemdlała, a moja mama zamknęła się w łazience i wymiotowała, zupełnie tak jak wtedy gdy znalazła dżdżownice.

Usiedliśmy wszyscy przy stole, tylko mama nie chciała siadać, bo stale musiała latać po coś do kuchni. A obie babcie i ciocia ciągle pytały czy mogą pomóc i mama mówiła, ze nie i potem znowu leciała. Normalnie to te półmiski nosiłby tatuś, ale on gdzieś zniknął i nikt nawet nie pytał o niego, a jak ja pytałem to wszyscy tylko się uśmiechali i kazali mi jeść rybkę, albo pierożka, albo makiełki. A ja nie mogłem jeść, bo bolał mnie brzuch od tej czekolady.

A potem do pokoju wszedł jakiś olbrzym w czerwonym płaszczu z długachna brodą i zaczął pohukiwać grubym głosem i pytać czy są tu jakieś dzieci. Od razu przypomniało mi się jak babcia numer jeden opowiadała mi o strasznym Dziadu Pedofilu, który porywa dzieci i je zjada, więc zacząłem wrzeszczeć, ze nigdzie z nim nie pójdę i, ze mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi. Na to wszyscy się roześmiali, bo to nie był Dziad Pedofil tylko Święty Mikołaj i on chciał mi dać zabawki. Bardzo się ucieszyłem, bo od dawna marzyłem o karabinie miotającym laserowy pocisk oraz o wyrzutni petard i takim małym rewolwerze, którego ładuje się prawdziwymi nabojami, to znaczy takim, które naprawdę strzelają i jest wtedy huk i można się fajnie bawić. Oskar z trzeciego piętra ma taki, ale to strasznie nudna zabawa gdy jeden strzela, a drugi tylko stoi, a potem udaje, ze dostał kulkę i się przewraca. Teraz i ja mógłbym strzelać do Oskara. Rzuciłem się więc na te prezenty i co znalazłem? Klocki, drugie klocki, puzzle, komplet skarpet, jakieś lizaki bez cukru, gra ucząca dziecko myślenia i samochód, który oprócz tego, ze jeździ, mówi po angielsku, ale nie wiadomo co, bo ja jeszcze nie znam angielskiego. Nigdzie nie znalazłem karabinu, ani rewolweru, ani wyrzutni. Gdybym nie widział tego Mikołaja na własne oczy, pomyślałbym, ze wszystkie prezenty kupiła Mamusia, bo ona zawsze dba, żeby zabawki były bezpieczne i pouczające.

Poukładałem trochę klocków, ułożyłem w minutę puzzle i poszedłem sprawdzić co robią moje rybki. Niestety, wanna była pusta.

Wybiegłem z płaczem z łazienki i zacząłem strasznie szlochać, ze ktoś ukradł moje rybki, a ja nie zdążyłem dać im chlebka i one teraz pewnie są głodne, tym bardziej, ze złodziej na pewno zapomni je nakarmić. Wszyscy rzucili się mnie pocieszać, ciocia obiecała, ze przywiezie tu kiedyś swojego kota, żebym się mógł z nim pobawić, a tatuś, który zjawił się ni stąd ni zowąd powiedział, ze to nie złodziej, tylko Święty Mikołaj zabrał rybki. Ponoć Święci tak właśnie robią, wyciągają z wanien biedne rybki, a potem wypuszczają je na wolność. Trochę mnie to uspokoiło, ale zapowiedziałem, że nie chcę, żeby ten Święty przychodził do mnie więcej. Nie zna się na zabawkach i odbiera mi moje zwierzątka. Wujek zaczął się śmiać, ale szybko przestał, bo mamusia spojrzała groźnie, a jak mamusia tak patrzy, to każdy musi być grzeczny. A potem powiedziała, ze jest już późno i czas iść spać, bo rano czeka nas długi spacer i mnóstwo zabawy. A ja leżałem sobie potem jeszcze długo w łóżku i zamiast spać słyszałem jak dorośli śmieją się, gadają o swoich dorosłych sprawach i myślałem o moich rybkach, jak im teraz musi być dobrze i wesoło na wolności. Może ten Święty Mikołaj nie jest taki najgorszy?

Komentarze